Ostatni taki Złoty Chłopak Hollywood
Wraz z odejściem Roberta Redforda, świat kina stracił nie tylko jedną ze swoich największych ikon, ale również człowieka, który na nowo zdefiniował pojęcie gwiazdy filmowej. Był kimś więcej niż tylko ucieleśnieniem amerykańskiego snu o złotym chłopaku z Kalifornii; był wszechstronnym artystą, wnikliwym reżyserem, a także wizjonerem, który na zawsze zmienił oblicze kina niezależnego.
Urodzony w 1936 roku w Santa Monica, Redford wdarł się do panteonu sław dzięki charyzmie, talentowi i niezwykłej urodzie, która początkowo zdawała się być zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem. Role w takich klasykach jak „Butch Cassidy i Sundance Kid” (1969) u boku Paula Newmana, czy „Żądło” (1973), które przyniosło mu jedyną w karierze nominację do Oscara za aktorstwo, ugruntowały jego pozycję jako jednego z najbardziej kasowych i uwielbianych aktorów swojego pokolenia. W duecie z Newmanem stworzył jeden z najbardziej ikonicznych tandemów w historii kina, oparty na błyskotliwych dialogach, chemii i braterskiej przyjaźni, która wykroczyła daleko poza ekran.
Jednak Redford nigdy nie dał się zaszufladkować jako jedynie piękna twarz. Jego aktorskie portfolio jest świadectwem niezwykłej wszechstronności. Od romantycznego, skomplikowanego Hubbella Gardnera w melodramacie „Tacy byliśmy” (1973) u boku Barbry Streisand, przez nieustępliwego dziennikarza Boba Woodwarda w politycznym thrillerze „Wszyscy ludzie prezydenta” (1976), po samotnego rozbitka walczącego o przetrwanie w minimalistycznym dramacie „Wszystko stracone” (2013) – każda z tych ról pokazywała jego głębię, inteligencję i zdolność do przekazywania skomplikowanych emocji często za pomocą subtelnych środków wyrazu.
Niespokojny duch i artystyczna ambicja pchnęły go w stronę reżyserii. Jego debiut, „Zwyczajni ludzie” (1980), poruszający dramat o rozpadzie amerykańskiej rodziny, był prawdziwym triumfem. Film nie tylko zdobył cztery Oscary, w tym za Najlepszy Film, ale również przyniósł samemu Redfordowi statuetkę dla Najlepszego Reżysera, pokonując weteranów takich jak Martin Scorsese. Tym samym udowodnił, że jego talent nie ogranicza się do bycia przed kamerą.
Być może jednak największym i najtrwalszym dziedzictwem Roberta Redforda jest Sundance Institute oraz towarzyszący mu festiwal filmowy. Zmęczony skostniałym systemem hollywoodzkich studiów, postanowił stworzyć przestrzeń dla twórców niezależnych, dla odważnych głosów i nieszablonowych historii. W górskiej scenerii Utah narodziło się zjawisko, które dało światu takich reżyserów jak Quentin Tarantino, Steven Soderbergh czy Paul Thomas Anderson. Sundance stało się synonimem artystycznej wolności i trampoliną dla pokoleń filmowców, którzy bez wizji Redforda mogliby nigdy nie zaistnieć.
Poza światłem reflektorów był człowiekiem ceniącym prywatność, miłośnikiem natury i zaangażowanym ekologiem. Ucieczkę od blichtru Hollywood znajdował na swoim rancho w Utah, które stało się jego azylem i sercem jego filmowego imperium. Mimo osobistych tragedii, które go nie omijały, do końca zachował godność i pasję tworzenia.
Wspominając Roberta Redforda, myślimy o błękicie jego oczu, zawadiackim uśmiechu Sundance Kida i niezapomnianych kreacjach. Ale pamiętać będziemy przede wszystkim artystę kompletnego, który nie bał się podejmować ryzyka, który swoją pozycję wykorzystał, by dać szansę innym, i który pozostawił po sobie dziedzictwo znacznie trwalsze niż tylko role filmowe. Odszedł ostatni Złoty Chłopak ery klasycznego Hollywood, ale jego wpływ na kino będzie odczuwalny jeszcze przez wiele, wiele lat.
dr Czesław Ochenduszka
