Wspomnienie o Pani Walerii, czyli: Refleksje Modela
Pani Waleria Korsak-Rabś ukończyła studia dyplomatyczno-konsularne w Warszawie oraz studia ekonomicze (morskie) w Sopocie. Zaczęła zajmować się malarstwem w 1973 roku w Londynie, gdzie na licznych kursach zgłębiała wiedzę teoretyczną i praktyczną. W roku 1983 otrzymała zaświadczenie Ministerstwa Kultury i Sztuki Nr 105/83 uprawniające do wykonywania zawodu artysty-plastyka w dyscyplinie malarstwa bezterminowo. Była członkiem Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych od 1979 r., Mazowieckiego Towarzystwa Kultury od 1981 r. oraz Stowarzyszenia Marynistów Polskich od 2002 r. W latach 1986-1992 była czynnym członkiem klubu „The Palette and Chisel Academy of Fine Arts” w Chicago, założonego w roku 1895r. Miała na swoim koncie kilkanaście wystaw indywidualnych w kraju i za granicą m.in. w Londynie, Budapeszcie, Chicago i Kantonie. Głównymi dziedzinami malarstwa, które uprawiała były: portret, scena rodzajowa i tematyka morska. Malowała chętnie zarówno obrazy olejne, jak i pastele; sięga również po akwarele.
W UTW SGH prowadziła Warsztaty Rysunku i Malarstwa. Chcąc przybliżyć atmosferę tych zajęć przypominamy Państwu artykuł „Refleksje Modela” autorstwa Tadeusza Znoja, który ukazał się w numerze 3-4/2016 r. w Panoramie UTW SGH.
Od kilku lat w UTW SGH działają Warsztaty Rysunku i Malarstwa prowadzone przez Panią Walerię Korsak-Rabś. Uczestniczki (niestety nie ma ani jednego uczestnika !!!) spotykają się raz w tygodniu w Klubie Seniora, gdzie odbywają się zajęcia. Pew-nego razu zostałem poproszony o pomoc. Włączałem komputer, uruchamiałem rzutnik i wyświetlałem prezentacje o malarstwie i rysunku. W czasie oglądania – trochę jako przypadkowy widz – ośmieliłem się kilkakrotnie wyrazić swoje spostrzeżenia, czy jakieś uwagi. Prezentowane techniki rysowania i malowania przedstawiane były przecież w tak prosty sposób. Czasem zerkałem jak uczestniczki rysowały jakieś przedmioty, kwiaty. Obserwując jak koleżanki rysują widziałem jak po kilku zaledwie ruchach na pustym kartonie pojawiały się zarysy kształtu. Było to dla mnie fascynujące. Kiedyś w cza- sie przerwy jedna ze słuchaczek pokazała mi swój zbiór portretów wykonanych w ołówku. Byłem zaskoczony- z łatwością rozpoznawałem sławne osoby. Patrzyłem na raz na portrety, raz na koleżankę zafascynowany. Zacząłem dopytywać się jak to koleżanki robią, no i się zaczęło! To przyjdź Pan panie Tadeuszu, bo nam brakuje modeli, zwłaszcza mężczyzn. Przy okazji zobaczy Pan jak my to robimy. Ja i model! Co też te Panie sobie wyobrażają. Ale gdzież tam!
Za tydzień, na kolejnym spotkaniu koleżanki wyraziły zdumienie dlaczego nie przyszedłem aby pozować? Jakoś się tłumaczyłem. Proszę sobie wyobrazić faceta otoczonego przez dziesięć kobiet/malarek, z których każda oczekuje mojego zapewnienia, że się wreszcie zgodzę. Na domiar Pani Waleria dodała całkiem poważnie, że mnie może nawet nauczyć rysować. No tego już za wiele. Wychowałem się z trzema siostrami, mam trzy córki (ale za to ładne!) więc niby jestem oswojony z przebywaniem z płcią odmienną. Ale z tyloma naraz, które tak sympatycznie i przymilnie nalegały? Cóż było robić. Więc uległem. Częściowo. Obiecałem, że zastanowię się i przemyślę, i może się zgodzę. No więc w domu tak sobie myślę i myślę i dochodzę do wniosku, że jako jeden z tak nielicznych w UTW mężczyzn winien jestem zadbać o męski honor i pomóc koleżankom. Nie dość, że żaden nie odważył się dołączyć do grupy Pań to dodatkowo żaden z nas ( poza mną)nie wyraził zgody na pozowanie. Na wszelki wypadek w dniu zajęć wczesnym rankiem zadzwoniłem jeszcze do Pani Walerii pytając czy naprawdę tego dnia będzie w planie rysowanie portretów. Tak naprawdę to trochę liczyłem na to że nie i sprawa zostanie odłożona. Tak się nie stało. Panie Tadeuszu – czekamy– powiedziała Pani Waleria. Przyszedłem więc na godzinę 9.00 na zajęcia. Zostałem ciepło przyjęty. Nawet cieplej niż zwykle. Zrobiło mi się trochę nie swojo, że dawałem się tak długo namawiać.
Siedzieliśmy przy dużym, okrągłym stole. Koleżanki przygotowały narzędzia pracy: ołówki, gumki, kartony A4. Pani Waleria pouczyła mnie, że mam sobie usiąść wygodnie, zrelaksować się, znieruchomieć i patrzeć w jeden wybrany punkt. Ze strachem zapytałem jak długo to potrwa. Około półtorej godziny. O rany! Mam siedzieć nieruchomo półtorej godziny! Nigdy tego nie robiłem. Ale siedzę. Próbuję skoncentrować się na wybranym punkcie. Jest to słońce na kalendarzu wiszącym w gablocie naszego Sekretariatu. Zaczęło się od robienia mi zdjęć. Koleżanki wyjęły komórki i zbliżając je do mnie pstrykały zdjęcia, które miały im później służyć w domu do ewentualnego wykończania lub poprawek. Zaraz, zaraz, ale to oznacza, że moje zdjęcia trafią do czterech różnych miejsc w Warszawie. Trudno. Czego się nie robi dla sztuki. O jej. Poczułem, że mimo woli i dzięki mojej tak biernej postawie (!)stałem się uczestnikiem twórczego przedsięwzięcia.
Panie Tadeuszu, czy pan gotowy? Już w postaci modela dyskretnie i pewnie śmiesznie cicho odpo- wiadam, że tak. Kątem oka, nie ruszając się zauważyłem że koleżanki siedzące przy stole, do którego Pani Waleria mnie skierowała bacznie mi się przyglądają. Z uwagą, poważnie, ale przenikliwie.. Zaraz, zaraz, ale czy ja dobrze siedzę i patrzę? No jest to moje słońce. Niestety uporczywe patrzenie w słońce już po chwili zaczyna mnie męczyć. Więc kombinuję co by tu zrobić? Doszedłem do wniosku, żeby niby patrząc w to słońce będę katem oka ogarniał wszystko co jest w jego zasięgu, oczywiście bez poruszania się. Okazało się, że bez trudu widziałem koleżanki z boku. Zacząłem się też wsłuchiwać co się dzieje koło mnie.
Pani Waleria chodziła po sali podchodząc do każdej z portrecistek. Od teraz tak je będę nazywał. Wprawdzie rysują dopiero od początku tego semestru, ale już rysują portrety. I nie tylko. Proszę Pani – mówi pani Waleria do jednej koleżanki – no widzę, że idzie Pani dobrze. Ale tu, ta część nosa to wygląda troszkę inaczej, o, o proszę spojrzeć. Słyszę i czuję na sobie czworo oczu wpatrzonych w mój biedny nos. Tak? Pyta koleżanka, bierze gumkę i coś maże. Mój wymuszony bezruch wywołuje potrzebę jakiegoś zajęcia. Przypomniałem sobie słynne „Cogito, ergo sum”. Więc siedzę i myślę. Myślę i wspominam. Liceum. Ach to były czasy. Na przerwach grywaliśmy namiętnie w ping ponga. Ze sobą lub z profesorem od geografii. Nawet mi to szło dobrze.
Koleżanki od czasu do czasu coś między sobą ko- mentują, czasem patrzą jak im idzie, porównują ze swoim projektem. Co one tam teraz ze mną robią? Zaraz, zaraz, ale ja mam patrzeć na słońce. No dobrze, jest ok.Proszę Pani– słyszę Panią Walerię – tą kreskę należy dociągnąć do dziurki, o tu, dobrze tak jest dobrze. A tu, proszę popatrzeć. Ale ja wracam wspomnieniami do mojego liceum. Byłem magazynierem sprzętu sportowego. Wydawałem na zajęcia WF oszczepy, dyski, piłki, siatkę do siatkówki, koszulki na zawody. Pewnego razu w czasie przerwy do magazynu weszła po sprzęt koleżanka z innej klasy. Podałem jej to co chciała, tymczasem koledzy nas zamknęli. Przez drzwi słyszeliśmy ich chichot i zadowolenie z dowcipu. Dzwonek na lekcję był zagłuszany przez tupot kolegów uciekających do klasy. Nie dość, że zostaliśmy zamknięci to jeszcze w ciemności – w magazynie nie było okna. Ja po omacku, z końca magazynu ruszyłem w kierunku drzwi, gdzie – jak pamiętałem – był kontakt. Nagle moje wyciągnięte przed siebie ręce natrafiły na koleżankę, a ściślej mówiąc chyba poniżej jej ramion.
–Co ty robisz? Głos koleżanki wyrażał zdziwienie, nie strach. Moja niepewność połączona z … miłym odczuciem została przerwana bo koleżanka chyba się nieco odsunęła. Ja zmieniłem kierunek, znalazłem kontakt i zapaliłem światło. Oboje byliśmy zmieszani, przy czym ja byłem chyba nawet zado- wolony z takiej przygody. Gdy tak oboje zmieszanipatrzyliśmy na siebie nagle usłyszeliśmy zza drzwi głos nauczyciela od WF. Już otwieram. Pomyślałem – trochę szkoda. Panie Tadeuszu, jak pan wytrzymuje? Gdzieś z tylu pyta Pani Waleria. Ocknąłem się i szeptem odpowiadam. Dobrze. A długo jeszcze? Nie, już prawie kończymy.
Słyszę jak Pani Waleria obchodząc dookoła stółów przekazuje wszystkim portrecistkom statnie uwagi. Ja czuję się trochę zdenerwowany. Zaczynam się dekoncentrować. Pewnie już za chwilę pokażą mi jak zostałem narysowany. Każda patrzyła na mnie pod różnym kątem. No, staruszku zaraz się zobaczysz tak jak cię inni widzą. Z tym nosem, uszami, brwiami, ustami. Naprawdę trochę się obawiam tego co zobaczę. Jeszcze raz zmuszam oczy do patrzenia na słońce z nadzieją, że wkrótce będę się mógł poruszać. Tymczasem wokół stołu jakieś poruszenie. Oto koleżanki figlarnie pokazują sobie swoje portrety i oglądając wymieniają uwagi. Portrety są ostatecznie porównywane ze mną. Koleżanki, Panie Tadeuszu, kończymy. Oglądam portrety. O… to ja, rzeczywiście ja. No chyba warto było tak się poświęcać. Teraz już te półtorej godziny wspominam nawet jak miłą przygodę. Koleżankom portrecistkom, a zwłaszcza Pani Walerii dziękuję za zaproszenie.
A propos, teraz to już wiem dlaczego Pani Waleria jest tak lubiana i szanowana. Więcej takich osób w naszym Uniwersytecie. A więc Panowie, koledzy nie bójcie się! Zgłaszajcie się do pozowania. A może któryś z was w nowym semestrze odważy się rozpocząć naukę rysowania? A potem malowania? Odwagi! Pomogę wam choćby swoim pozowaniem. Ale ani do rysowania ani malowania mimo wszystko namówić się nie dam! Dla swojego, Pani Walerii i Waszego dobra!
Tadeusz Znój
Serdecznie dziękuję za ten tekst. Nigdy nie byłam na zajęciach prowadzonych przez moją Mamę. To, jakże plastycznie opisane wspomnienie sprawia, że widzę ją jak żywą w nowej dla mnie scenerii. Bezcenne.